0

Jak zaprosiłam z powrotem radość do swojego życia

Pamiętam siebie z dzieciństwa.

Przejmujący smutek. Kiedy patrzę na zdjęcia kilkuletniej dziewczynki – widzę uśmiech na twarzy i ogólny luz życiowy. Aha. Musiało to więc przypełznąć trochę później. W pierwszej klasie podstawówki już było. Poczucie totalnego osamotnienia, oddzielenia. Zawsze czułam się dużo starsza od rówieśników, oni pewnie myśleli, że patrzę na nich z góry. Nie patrzyłam. Szukałam kogoś, kto zobaczy we mnie jakąś wartość, jakąkolwiek. Żebym mogła nawiązać relację, jakąkolwiek. Coś. Cokolwiek. Nic z tego. I samo się to nakręcało.

W czasach liceum byłam już jak zamrożona.

Miałam wtedy psa. Wychodziłam z nim wieczorem na spacer, również dlatego, że przed blokiem zbierała się wtedy Ekipa. Potrafiłam dzień w dzień podchodzić do nich, mówić „cześć” na wstępie, stać z nimi przez godzinę nie odzywając się ani słowem i panicznie bojąc się momentu, kiedy będę musiała wykrztusić z siebie „cześć” na do widzenia. Bo zapewne będę musiała wypowiedzieć jeszcze jakieś zdanie towarzyszące, w stylu: muszę już iść, bo coś tam. Nie odzywałam się, bo cóż interesującego mogłabym mieć do powiedzenia. Przecież nic. Uważali mnie za dziwaczkę. Oby tylko tyle. Nie chciało mi się tak żyć, bo i po co. Życie było jak orka na ugorze. na co to komu. Nie, żeby była w nim jakaś trauma. Nie. Był bezruch, bezwład, księżniczka w szklanej trumnie. Śpiąca królewna. W sumie – nie wiadomo co.

Pierwszą klasę Bars odbyłam 9 miesięcy temu.

Pamiętam, jak zeszłam ze stołu z poczuciem, że ktoś zdjął mi z pleców jakieś 100 kilo. W sumie – dziwne. Przecież nie nosiłam żadnych 100 kilo. Ale uczucie pozostawało. Zaczęłam wymieniać się sesjami Bars, potem również innymi procesami. Zaczęłam czuć się inaczej. Lżej i weselej. Na twarzy zaczął gościć uśmiech. W dniu babci szanowna rodzicielka mojego taty, lat 92, po 2 operacjach katarakty, mówi do mnie: Dziecko, jak ty ładnie wyglądasz, masz jakiś nowy krem?

I szło tak dalej. Coraz lepiej i łatwiej.

Kilka dni temu towarzyszyłam komuś w poszukiwaniach odpowiedniego ubrania. Jesteśmy w tym sklepie już jakąś godzinę, trwają przymiarki i przebieranki, sprzedawca wyciąga co chwilę kolejną nową rzecz, zestawiamy, porównujemy. Jak to w dobrym sklepie, z profesjonalnym sprzedawcą. Kolejna wizyta Głównego Zainteresowanego Zakupem w kabinie przebieralni i zostaję na sali sama ze sprzedawcą. Ja sobie siedzę, pan się krząta. W pewnym momencie słyszę: Muszę Pani coś powiedzieć. Ja tak na panią patrzę. Pani uśmiech nie schodzi z twarzy. Ani na chwilę.

Hmmm. Rzeczywiście, nie schodzi 🙂 Odzyskuję radość życia!

Jak może być jeszcze lepiej?

Zapisz się do newslettera BudziLudzi

Chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach, zapisz się do newslettera!

Please wait...

Dziękujemy za zapisanie się do newslettera!

Autor: Patrycja Piątek
medlines.pl